wtorek, 11 czerwca 2019

Krzyż jak go zrozumieć po co go dźwigać?

Dlaczego krzyż to taki ważny symbol dla chrześcijanina? Jak go odczytywać, jak rozumieć? Co zrobić, by było nam łatwiej go przyjąć?? I po co tak naprawdę jest on nam potrzebny? Takie i inne pytania zapewne pojawiają się nie raz w naszych głowach. Spróbuję trochę wam przybliżyć tajemnicę krzyża i wskazać jak go przyjmować, by był łatwiejszy do niesienia w naszym życiu.

Krzyż to jeden z najbardziej czczonych w chrześcijaństwie znaków. To znak naszego zbawienia. Dziś dużo mówi się o krzyżu, o jego szanowaniu, wartości, o wieszaniu go w miejscach publicznych i prywatnych. Dyskusja ta może i nawet powinna zachęcić nas – katolików do zastanowienia się nad symbolem krzyża, jego historią, pochodzeniem…
Krzyż jest znakiem sprzeciwu. Jedni go kochają inni pragną zniszczyć. Jest symbolem cierpienia, a zarazem miłości. Jest piękny i tragiczny w jednym momencie. Lepiej, gdy go się wzywa niż przechodzi obojętnie. Znak krzyża czynimy, rozpoczynając i kończąc modlitwę, kreślimy go dzieciom na czołach w geście błogosławieństwa, a także błogosławiąc pokarmy. Krzyż jest znakiem rozpoznawczym chrześcijańskich świątyń, przydrożnych kapliczek i cmentarzy. Oczywiście cześć i szacunek do krzyża wynikają z faktu, że Chrystus użył go właśnie jako narzędzia naszego odkupienia.

Krzyż symbolizuje także poświęcenie, gotowość do ofiary, wartość cierpienia, dlatego obecny jest nawet w sferze świeckiej. Widnieje nie tylko na flagach wielu państw, np. skandynawskich, ale także użyczył swej formy licznym odznaczeniom państwowym, na przykład Krzyż Virtuti Militari.

Krzyż towarzyszy każdemu człowiekowi przez całe jego życie. Nie zależnie czy jest on wierzący czy nie. Krzyża nie da się uniknąć. Towarzyszy on każdemu człowiekowi od narodzin, aż do śmierci, z tym, że im bliżej kresu życia, tym krzyż staje się cięższy Każdy człowiek żyjący na ziemi niesie swój krzyż. Większy czy mniejszy, taki, jaki jest w stanie unieść, jaki jest przeznaczony właśnie dla niego. Przypominają o tym nieustannie uciążliwości podeszłego wieku, coraz liczniejsze choroby i niedomagania. Dźwiganie krzyża staje się wówczas bardzo ciężkie. Co więcej, dostrzeganie bezsensu choroby i cierpienia przez człowieka umierającego, rzutuje na jego myślenie o przeszłości. Nic zatem dziwnego, że u człowieka niewierzącego bardzo często, w ostatnich chwilach jego życia, pojawia się refleksja: zmarnowałem życie...

Dlaczego jednak Krzyż Chrystusa ma być obecny w naszym życiu? Odpowiedź kryją słowa: "Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne" (J 3,16).

Trzeba docierać do miłości Bożej i przez Krzyż Chrystusa stale z niej czerpać odkupienie, nawrócenie, i umocnienie naszych serc i dusz. Mamy wzorować się na Chrystusie, który jako pierwszy wziął krzyż i poprzez swoją śmierć wysłużył nam łaskę życia wiecznego. Tylko dzięki tej łasce chrześcijanin ma siłę, by dźwigać swój krzyż każdego dnia.

Krzyż Chrystusa stanowi "jedyną nadzieję" dla tych, którzy są cierpiący, znękani, utrudzeni - faktycznie dla wszystkich ludzi. Nie ma bowiem człowieka, który nie doznawałby bólu, fizycznego czy duchowego, pochodzącego od świata, czy takiego, który sam sobie zadaje. Bólu zawinionego i - niezawinionego, jak w przypadku biblijnego Hioba. Tak naprawdę, nie ma życia bez ofiary, wyrzeczenia, trudu, wysiłku, cierpienia. Bez Chrystusowego krzyża ludzkie cierpienie pozostaje niewytłumaczalne, bezsensowne, jakby bezwartościowe. Poza Bogiem trudno stawić mu czoła. Dlatego więc warto patrzeć z miłością na krzyż Chrystusa, adorować go, w nim odnajdywać sens swego cierpienia.

  Krzyż Chrystusa jest znakiem, że Bóg podzielił ludzki los. Razem z człowiekiem przyjął mękę, samotność, zniósł szyderstwo i niesławę, okazał bezbronność i wybaczył prześladowcom. Kiedy więc patrzymy na krzyż, wiemy, że Syn Boży naprawdę przeżył ludzkie cierpienie. W pełni je podzielił. I nie ma takiego cierpienia, którego by nie doznał. Nie ma takiej winy, wstydu, samotności, głodu, ucisku czy wyzysku, nie ma tortur, więzienia czy morderstwa, przemocy czy zagrożenia, które byłyby Mu obce. Stąd wiadomo, że nie jesteśmy sami w naszym cierpieniu. Bóg w Jezusie i przez Jezusa stał się rzeczywiście Emmanuelem, Bogiem z nami. Właśnie chrześcijańska nadzieja wynika z wiary w takiego Boga, którego obchodzi ludzki los. Stąd dzięki krzyżowi Chrystusa, człowiek w swym trudzie czuje się spokojniejszy i mocniejszy, gdyż wie, że nie pozostaje sam i jest kochany przez Stwórcę. Dobrą Nowiną Ewangelii nie jest to, że Bóg przyszedł po to, by nas uwolnić od cierpienia, ale by w nim uczestniczyć. Ludzkie cierpienie nabiera sensu dlatego, że sam Chrystus, całkowicie niewinny, nie mający żadnego grzechu, zaznał tak wiele bólu i męki. "Bóg własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał" - mówi św. Paweł (por. Rz 8, 32). Słowa te stanowią chyba jedyne wyjaśnienie sensu udręki, trudu, ofiary. Dają siłę wytrwania, przywracają nadzieję.

Chodzi tu o nadzieję w sensie chrześcijańskim. Nie usuwa ona trudów, cierpień, zmagań. Nadaje jednak im sens, wskazuje cel i drogę. Jest czymś znacznie więcej niż zwykłym optymizmem. Pomaga bowiem pogodzić się z tym, czego nie można zmienić i daje odwagę, by zmieniać to, co zmienić można. Umie przeciwstawić się rozpaczy, ale pomaga wykrzesać w nas nowe siły. Pozwala bowiem widzieć dalej aniżeli to, co teraz człowiek widzi własnymi oczyma. Nie jest więc "matką głupich", ale mądrością trwania przy życiu. Wyrazem nadziei chrześcijańskiej jest walka ze złem.
Jezus nie pomniejszał grozy krzyża. Pokazałnawet, że nie należy cierpienia szukać. W Ogrodzie Oliwnym najpierw prosił Ojca: Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich (Łk 22, 42). Zabrać "kielich" to znaczy: odsunąć trudny los przeznaczony człowiekowi. Jezus prosił o odsunięcie swego bolesnego losu. Zatem i my nie tylko możemy, ale powinniśmy starać się o uniknięcie cierpienia. Z jednym jedynym wyjątkiem: nigdy za cenę grzechu zaparcia się. Bóg nie chce ludzkiego cierpienia i nie cieszy się, kiedy ludzie cierpią. Jakże często cierpimy niepotrzebnie, z własnej winy, wiele cierpienia sami na siebie sprowadzając. Człowiek musi starać się łagodzić cierpienia, likwidować jego źródła, np. egoizm, nienawiść, pogardę. Ale przychodzą też cierpienia jakby spoza nas, których odsunąć nie można.
 Jezus przyjął krzyż wtedy, gdy wiedział, że nadeszła godzina Jego męki, naznaczona przez Ojca. Modlił się wówczas długo, wypowiadając najtrudniejsze, ale najbardziej istotne słowa, jakie można wyrzec w obliczu bólu: "Bądź wola Twoja" (por. Łk 22, 42).

Często człowiek odnosi wrażenie, że w obliczu cierpienia, trudu i śmierci pozostaje sam. Nawet Bóg wydaje się mu wtedy daleki i nieobecny. Myśli, że go opuścił. Ale nieobecność Boga jest tylko pozorna. Gdy bowiem człowiek cierpi, Stwórca znajduje się najbliżej niego, podtrzymuje go. Gdy człowiek dźwiga swój krzyż, Bóg jest z nim. Obecność Boga jest jednak jeszcze głębsza. Chrystus pozostaje nie tylko przy cierpiącym, ale w cierpiącym. Jest to jednak obecność Jezusa cierpiącego, którą można dostrzec jedynie w perspektywie wiary. Bóg  jest tak blisko cierpiących, że się z nimi wręcz utożsamia. Dlatego i człowiek w cierpieniu winien być blisko Boga: zbliżać się do Niego, a nie oddalać. Można powiedzieć, że Chrystus nie przyniósł ludzkiego wyjaśnienia tajemnicy cierpienia, ale zasadniczo zmienił do niego stosunek. Wskazał, że krzyż nie jest bezużyteczny i nie musi oznaczać przegranej czy klęski. I że cierpiący mogą czuć się szczęśliwi, gdyż ich udziałem będzie nadchodzące królestwo Boże. Przez swój przykład Jezus dowiódł, że nie jest ono daremne. Dlatego wiara w Niego nadaje wartość cierpieniu i przywraca nadzieję. Może dawać taką siłę, jak papieżowi Janowi Pawłowi II, o którym Joachim Navarro-Valls, rzecznik Stolicy Apostolskiej, powiedział kiedyś, podczas jednej z konferencji prasowych: "To wspaniały człowiek, nawet nie pamięta, że niesie krzyż".

Krzyż daje nadzieję, że wszelkie zło, przez jakie musimy przechodzić, nie tylko nie musi nas zniszczyć, ale może stać się drogą duchowej przemiany, a nawet umocnienia.

Krzyż wyraża przede wszystkim poddanie Ojcu i miłość do człowieka. Jest najwyższym dowodem miłości do człowieka, jak to ujmuje Ewangelia: "Nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich" ( J 15, 13).

Krzyż Chrystusa był przejściem przez piekło stworzone przez ludzki grzech na ziemi. Było to przejście w postawie nie tylko całkowitego posłuszeństwa Ojcu, ale też miłości do wszystkich ludzi, także do tych, którzy zadawali Mu ból. Dlatego krzyż daje nadzieję, że miłość jest możliwa w każdych warunkach i w każdej sytuacji. Krzyż wywołuje  nie tylko współczucie, ani tym bardziej przygnębienie, ale głównie zdumienie i wdzięczność.  Na krzyż Chrystusa możemy patrzeć z wdzięcznością i zdumieniem, lecz również z nadzieją.
Jeżeli Bóg własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby także wraz z Nim wszystkiego nam nie darować? (Rz 8, 32) - pytał z ufnością św. Paweł. Z krzyża Chrystusa płynie więc owa wielka nadzieja, z jaką grzeszny człowiek staje przed Bogiem, prosząc Go o darowanie grzechów, miłosierdzie i o życie wieczne. Wie bowiem, że może być zbawiony dzięki Temu, który nas umiłował aż do końca.

Krzyż nie był końcem, kresem, ostatecznym celem. Po nim przyszło Zmartwychwstanie.

Krzyż nabiera wartości właśnie w blasku zmartwychwstania. Wówczas staje się jasne, że jest miejscem zwycięstwa. Stąd nie można rozważać tajemnicy krzyża bez zmartwychwstania, które jest z nim nierozerwalnie związane.

 Panowanie Chrystusa uwidoczniło się dzięki zmartwychwstaniu, ale zaczęło się na krzyżu.
A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak trzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w niego wierzy miał życie wieczne (J 3, 14-15). Chrystus zostaje wywyższony jako ofiara, zatem krzyż jest znakiem zniszczenia. I Chrystus jest wywyższony w chwale, krzyż staje się więc jednocześnie znakiem nadziei. Zwycięstwo Chrystusa nad cierpieniem jest zwycięstwem człowieka, którego los Jezus uczynił swoim losem. Dlatego człowiek chce mieć znak krzyża: tam, gdzie mieszka, uczy się lub pracuje, gdzie cierpi i walczy, gdzie umiera i jest grzebany. Wie bowiem, iż jego ziemskie trudy nabierają właściwego sensu w świetle Jezusowego krzyża, ale też jego całe życie może zakończyć się zwycięstwem.
Krzyż nieustannie przypomina, że droga do chwały wiedzie przez trud i zaparcie się siebie. Bo zmartwychwstania Chrystusa nie można rozpatrywać bez Jego krzyża. I jeśli człowiek nie przedzie drogi krzyżowej z Jezusem i nie utożsami się z Jego cierpieniem, to radość z "pustego grobu" zmartwychwstałego Pana będzie niepełna, płytka, wręcz banalna. Radość w chrześcijaństwie zawsze przychodzi po krzyżu, cierpieniu, wyrzeczeniu, wysiłku. Dlatego krzyż i zmartwychwstanie Chrystusa wiążą się nierozerwalnie także z ludzkim losem.

Aby iść za Jezusem, człowiek musi wziąć swój krzyż, swoje cierpienia, niepokoje, niepowodzenia, zniechęcenia. Musi przejść drogę krzyżową, odnaleźć w niej własne życie, przeżyć upadki i powstania, aby zmartwychwstać. Musi też, jak Chrystus, przejść przez śmierć, aby odnaleźć prawdziwe życie. Innej drogi nie ma.
Na tym właśnie polega nadzieja płynąca z krzyża - na zaufaniu do Bożej miłości, dobroci i obietnicy nowego życia. Jest ona nie tylko ufnym oczekiwaniem przyszłych dóbr, ale wyraża się także w pewności pomocy, nieustannie udzielanej przez Boga. Zwraca się przeciw ludzkiej rezygnacji i rozpaczy. Chroni przed zwątpieniem i egoizmem, podtrzymuje w każdym opuszczeniu. Daje moc do realizacji chrześcijańskiego powołania w świecie i do walki o wieczność. Daje siłę, by móc zmartwychwstawać codziennie: z lenistwa, przyzwyczajenia, uzależnień, wygody, grzechu. By wciąż zaczynać od nowa, bo dla Boga człowiek nigdy nie jest przegrany.

- Jaki jest „mój" krzyż? Do czego jest potrzebny?" - to najczęstsze pytania.

Wielu myśli, że krzyż niosą wtedy, gdy np. przyjdzie na nich długotrwała choroba. Często też słychać narzekanie: „mam ciężki krzyż z moim mężem (żoną) itp.
Lecz nie to jest istotą krzyża, który każdy uczeń Jezusa Chrystusa ma na siebie wziąć.

"Jeśli kto chce pójść za mną niechaj się zaprze samego siebie i bierze swój krzyż na siebie codziennie, i naśladuje mnie". Łk 9,25

Z tego wiersza wynikają cztery wyraźne zasady odnośnie krzyża;

* Jest on DOBROWOLNY („kto chce”). Mogę go przyjąć, ale mogę go odrzucić. A czy tak jest np. z chorobą? Czy przychodzi ona kiedy chcę, i ustępuje, kiedy zechcę? Nie! Wszelkie choroby, utrapienia ze strony bliskich przychodzą z zewnątrz - niezależnie od tego czy chcemy, czy nie chcemy. Natomiast krzyż bierzemy dobrowolnie - jest to nasza świadoma, wolna decyzja.

*po drugie – „niesienie krzyża" jest związane z zaparciem się siebie. Nie "przynoszą" mi go inni ludzie czy okoliczności zewnętrzne, jak choroba, czy prześladowania. Przynoszą go okoliczności wewnętrzne - pochodzące z naszego wnętrza. Krzyż ma miejsce tylko wtedy, kiedy zapieramy się samego siebie - czyli nie czynimy własnej woli.

* Po trzecie - krzyż musimy nieść CODZIENNIE. Nie ma jakichś określonych, wyjątkowych okresów (np. dopiero w starości).

* I po czwarte - krzyż jest związany z NAŚLADOWANIEM Pana Jezusa Chrystusa.

Nikt nie może twierdzić, że idzie za Jezusem Chrystusem, jeśli nie niesie SWEGO krzyża. Łuk.14,27.

Po co więc mam nieść swój krzyż? Odpowiedź jest prosta: aby mógł umrzeć na nim "stary człowiek" z jego pożądliwościami, zasadami, nawykami i prawami.

„Umartwiajcie tedy to, co w waszych członkach jest ziemskiego..." Kol.5,5.

Właśnie do tego potrzebny jest krzyż. Bóg nie podejmuje się udoskonalenia naszej starej natury. Nie zamierza jej poprawiać, prostować czy retuszować.

Słowo z Gal.5,24 daje nam wyraźną wskazówkę: „A ci, którzy należą do Chrystusa Jezusa, UKRZYŻOWALI ciało swoje wraz z namiętnościami i żądzami." (Por.Rzym.6,6)

Gdzie jest więc miejsce naszej starej natury? Na krzyżu!!

"Niesienie krzyża", to nie ceremonia, nie chrześcijański slogan, ani jakaś fikcja - to coś bardzo praktycznego.

A jak my traktujemy swój krzyż? Jak relikwię czy jako skuteczny środek walki z naszymi namiętnościami i żądzami?

To jest bardzo ważne - zrozumieć zasadę działania krzyża w naszym życiu.
Niestety, wielu tego nie rozumie i dlatego nie doświadczają mocy krzyża. Jedyne, czego doświadczają „ze strony krzyża", to przebaczenie popełnionych grzechów. I na tym mamy poprzestać?! Przenigdy!

Krzyż niesie wolność nie tylko od skutków grzechu, lecz także od mocy grzechu.

„Kto z Boga się narodził, grzechu nie popełnia.." J 5,9 

Wielu chrześcijan żyje nadal cielesnym życiem. 1 Kor. 3,3 Dlaczego? Ponieważ nie niosą „swego krzyża", na którym mogli by ukrzyżować swoje „ciało wraz z jego namiętnościami i żądzami". Dlatego dalej żyją według ciała.

Wielu nie chce podjąć krzyża, ponieważ ogarnia ich przerażenie, że stracą wtedy wszystko ze starego życia - wszystkie przywileje, przyjemności, prawa i racje „starego Adama":

Zawsze cierpieć krzywdę?!? 1 Kor.6,7

Zawsze się uniżać? Flp.2,5

Oddawać dobrem za złe? Rzym.12,14

Zawsze przebaczyć - choćby i 77 razy?!? Mt.18,22

Nie jest to możliwe, jeśli rządzi jeszcze w naszym życiu stara natura, dawne zasady i prawa. Wtedy rządził odwet, pycha, gniew, zazdrość itp.
Jeśli się tego pozbędę, ukrzyżuje te cechy razem z Chrystusem na krzyżu to dopiero wtedy zacznę żyć nowym życiem, prowadzonym w pełni Ducha Świętego.

Tak! Trudno jest „sprzedać wszystkie perły", wszystko, czym się żyło, co było miłe i wygodne dla ciała.

Ale taka jest rzeczywistość nowego narodzenia; „Tak więc, jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem, stare przeminęło, oto WSZYSTKO stało się NOWE" 2 Kor.5,17

Nowe prawa, nowe wartości, nowe zasady życia, nowe obowiązki, nowe przywileje... WSZYSTKO nowe!!

O tym, że jestem uczniem Jezusa - a co za tym idzie, niosę krzyż – nie przesądza fakt nowego narodzenia, czy chrztu. Uczniem staję się, jeżeli zaczynam wypełniać warunki podane przez Pana Jezusa Chrystusa:

„Jeśli kto chce pójść za mną, niechaj się ZAPRZE SAMEGO SIEBIE, BIERZE KRZYŻ SWÓJ na siebie CODZIENNIE, i NAŚLADUJE mnie".

Może wiele lat zmarnowałeś, żyjąc tylko „w cieniu" krzyża z Golgoty?

Krzyż był ci tylko potrzebny do uzyskania przebaczenia grzechów. A potem wracałeś znowu pod bezlitosne rządy cielesnych pożądliwości: zazdrości, gniewu, pychy, nieczystości, kłótni ? Działo się tak dlatego, ponieważ „twój krzyż" leżał cały czas na uboczu. Nie zadałeś sobie trudu, by go podnieść i nieść codziennie. Gdzie więc miał umrzeć „stary człowiek" – „ciało wraz z namiętnościami i żądzami"?

Zacznij więc naśladować Pana Jezusa Chrystusa. Tak, jak On kiedyś złożył swoje życie na ołtarzu krzyża, złóż i ty swoje życie na krzyżu. Czyń to nie od wielkiego święta, czy raz w życiu, ale tak, jak Apostoł Paweł - na każdy dzień.

Niech pożądliwości ciała, które codziennie odzywają się w nas, będą pokonane przez moc krzyża. Jeśli chodzimy w mocy Ducha Świętego - będzie to możliwe!

Błogosławiony jest ten, który na wezwanie Jezusa Chrystusa - "Pójdź za mną" - porzuci wszystko i tak, jak Dwunastu - pójdzie za Jezusem. Mt.19,27

Tak, jak kiedyś dla Apostołów, w jego życiu zacznie się nowy, wspaniały okres:

Zacznie „wychodzić" ze starego, gnuśnego i upadłego życia w samowoli, egoizmie i nieposłuszeństwie, do nowego - radosnego i zwycięskiego życia w Duchu Świętym.

Zostanie wyzwolony spod panowania cielesnych pożądliwości do życia „w sprawiedliwości i świętości prawdy". Ef.5,22-24

Doświadczy mocy zmartwychwstałego życia, pokoju i wspaniałej radości, którą przeżywają wszyscy uczniowie Jezusa Chrystusa:

„Z Chrystusem jestem ukrzyżowany, żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus...".Gal.2,20



Symbolika krzyża.

Dolna część krzyża symbolizuje prawdziwe posłuszeństwo względem władzy i świętego Kościoła; do niej przytwierdzone są stopy z pomocą zaufania, które uzdolnia do zdania się we wszystkim na Boga.
Miejsce, gdzie przecinają się ramiona, oznacza dobrowolną rezygnację z własnej woli i prawdziwe wyrzeczenie, dzięki któremu ochotnie znosisz wszelkie, nawet najcięższe, cierpienie pochodzące od Boga czy ludzi, cieszysz się z niego i chętnie się pochylasz na przyjęcie krzyża.
Górna część krzyża oznacza miłość. Chrystus nie miał na czym oprzeć głowy – do tego stopnia był opuszczony, pozbawiony pociechy, przyjaciół i pomocy. Nie było żadnego oparcia. Tylko opuszczenie, porzucenie ze strony Boga i stworzeń. Osamotnienie, z którego wyrwały się słowa: Boże, Boże mój, czemuś Mnie opuścił! Jego głowa nie znajdywała żadnej podpory. Gdyby człowiek miał miłość, doświadczał Boga, i wtedy poczuł pragnienie wejścia w ten stan opuszczenia i rzeczywiście odczuwał takie pozbawione wszelkiej pociechy opuszczenie – cóż mogłoby jeszcze wzbudzić w nim niepokój? Głowa, symbolizująca miłość, opadała, pozbawiona jakiegokolwiek oparcia.

Moi drodzy, jakkolwiek byście postąpili, nie ma innego wyjścia. Jeśli ktoś chce się stać dobry i dojść do Boga, musi dźwigać krzyż. Zatem musi stale cierpieć, a więc – nieść jakiś krzyż. Jeśli się uchyli od jednego, napotka inny.
Oby święty Krzyż tak nas pociągnął, żebyśmy mogli nosić nasz własny krzyż z miłością i radością. Niech nam Bóg do tego dopomoże!
Tymi słowami księdza Marka Chrzanowskiego warto się modlić, by pokochać swój krzyż: 
Krzyżu co bolisz
Krzyżu zatknięty na szlaku
wędrowania naszego
krzyżu z prostego drzewa
jak moje życie
z nieociosanych kamieni
jak moje sumienie
krzyżu co bolisz
w noce nieprzespane
krzyżu którego ramiona
są jak ramiona Chrystusa
przyciągnij mnie do siebie
i pomóż uwierzyć
że jesteś drogą ku życiu..”

A na koniec jeszcze przytoczę tekst usłyszany kiedyś na kazaniu:

Co mówi krzyż do Ruczajowskiego Kościoła? A jednocześnie do każdego z nas?
Czy widzisz te rany?
Czy widzisz tą niewinną krew?
Czy słyszysz dramatyczną walkę płuc Jezusa o centymetry sześcienne zwykłego powietrze?
Czy słyszysz, jakie obelgi płyną w Jego stronę?
Czy czujesz ciężar grzechów całej historii i geografii świata?
To mówi krzyż do Ruczajowskiego Kościoła:
Człowieku! Nie narzekaj!
Żaden szpital.
Żadna choroba.
Żaden inwalidzki wózek.
Żaden rząd.
Żadne bezrobocie.
Żadna teściowa, babcia, sąsiadka.
Nie ma większego bólu niż ból Jezusa. Nie narzekaj. Nie płacz.
Żaden ból po jego śmierci nie jest większy od Jego bólu i żadne cierpienie po Jego cierpieniu nie jest samotne.
On cierpi z Tobą. On cierpi w Tobie. On Cierpi za Ciebie.
Mówi dalej krzyż do Ruczajowskiego Kościoła:
Kochany!
Co zrobiłeś dla swoje żony? Dla swojego męża?
Co zrobiłaś dla swojej przyjaciółki? Co zrobiliście dla swoich dzieci?
Pracujesz? Poświęcasz minuty i godziny? Dajesz pieniądze? Pomagasz? I dobrze.
Ale nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie oddaje za przyjaciół swoich. Jezus umiera za Ciebie. To największa miłość.
Jezus Cię kocha. Po co miałby umierać, gdyby mu nie zależało na Tobie?
Choćby ojciec i matka zapomnieli o Tobie – Jezus Cię kocha.
Choćby już dawno mąż był tylko współlokatorem - Jezus Cię kocha.
Choćby cała klasa wytykała palcem - Jezus Cię kocha.
Choćby koledzy w robocie podstawili ci świnię - Jezus Cię kocha.
Choćby nikt nie chciał zrozumieć Twojej samotności - Jezus Cię kocha.
I nikt nie ma prawa powiedzieć: Nie jestem kochany! Ani maleństwo z domu dziecka, ani staruszka ze starości domu.
Dalej mówi krzyż do Ruczajowskiego Kościoła:
Mój skarbie!
Czy umarłbyś za paczkę chipsów? Czy umarłbyś za paczkę paluszków? Czy umarłbyś nawet za 100.000 zł? Nie? To dobrze, bo to mała wartość. Skoro Jezus umarł za Ciebie, to jesteś wartością.
Nie umiera się za byle co. Nie umiera się za byle kogo. Skoro sam Bóg zgodził się na śmierć za Ciebie, to znaczy, że jesteś wartością. A skoro Bóg umarł za nas wtedy, kiedy byliśmy grzesznikami, to tej wartości nie zniszczy w Tobie nic - ani grzech, ani sytuacja rodzinna, ani finanse ani przyszłość.
Jesteś wartością. Nie dlatego, że ładnie wyglądasz. Nie dlatego, że masz pracę. Nie dlatego, że umiesz coś zrobić. Nie dlatego, że zdałeś maturę. Nie dlatego, że jesteś zdrowy. Nie dlatego, że wychowałeś dobrze dzieci. Jesteś wartością, bo umarł za ciebie Jezus!
Jesteś drogi w Jego oczach – mówi przez Biblię. A On się nie myli.
Umarł za Ciebie, bo chce zniszczyć Twoje grzechy – zerwać z Twego serca ten stary płaszcz, który przysłonił w Tobie bezcenną wartość.
Dlatego w Wielki Piątek nikt nie ma prawa powiedzieć – życie moje nie ma sensu.
Nikt nie ma prawa tego życia odebrać sobie lub innym.
Nikt nie ma prawa wpadać w kompleksy, dołki psychiczne i załamania. Bo jesteśmy cenni. Tak wiele za nas zapłacono!
To mówi krzyż do Ruczajowskiego Kościoła:
Moje dziecko! Popatrz na moje rozwarte ramiona. Ta poprzeczna moja belka mówi: Nie lękaj się! Zawsze możesz do mnie wrócić.
Nie lękaj się! Jak dobry tatuś czekam na ciebie z otwartymi ramionami i jestem przy tobie. Nie lękaj się o przyszłość! Gdybym nie chciał, abyś się urodził, to bym sobie poradził z tobą, mimo najlepszej woli twoich rodziców. Nie lękaj się! O życie, o pracę, o szkołę, o męża, o samotność, o dzieci, o bezdzietność, o grzechy, o nie-grzechy, o wygląd, o brak wyglądu, o babcię o wnuczkę.
Nie lękaj się!
Nie po to umarłem, aby Cię zostawić samemu.
Dalej mówi krzyż do Ruczajowskiego Kościoła:
Mój biedaku! Popatrz na pionową belkę. Jak wodospad z hukiem zalewa nizinę, tak moje miłosierdzie płynie niegasnącym strumieniem z nieba na ziemię. Tak płynie pokój. Tak płynie moc. Tak płynie radość. Otwórz swe serce. Nie marnuj łaski. Już 2000 lat płynie wodospad miłości korytem krzyża. Otwórz swe serce a nie mów jestem słaby, jestem smutny, jestem niespokojny.
Otwórz swe serce!
To mówi krzyż do Ruczajowskiego Kościoła:
nie narzekaj, Jezus Cię kocha, jesteś wartością, nie lękaj się, otwórz swe serce.
Drodzy bracia i siostry, przyjaciele!
Ziemia się trzęsie, twarde skały pękają z bólu, umarli wstają z grobu, zasłona przybytku rozdziera się na dwoje, słońce traci z żalu swój radosny promień, ciemności zła zalegają ziemię

- a my?!
Nie stójmy bezczynnie w tej śmierci Jezusowej godzinie!
Zedrzyjmy z krzyża zasłonę naszego grzechu!
Podejdźmy do niego!
Wsłuchajmy się, co mówi milczący krzyż.
I ucałujmy,
bo na nim umarł Jezus - Bóg który jest miłością.

Najpiękniesza modlitwa do Pana Jezusa.❤️.

Kiedy znajdziesz krzyż na drodze.
Kiedy ciężko będzie ci.
Nie mów – Jezu już nie mogę,
Tylko – Jezu pomóż mi.

Pomóż Jezu dźwigać krzyż,
Co ku ziemi gniecie mnie.
Pomóż Jezu bo ustaję
i do siebie przytul mnie.

A gdy przyjdzie mi pożegnać,
Ziemski padół, ten nasz świat.
Nie bądź dla mnie Jezu sędzią,
Lecz jak ojciec, albo brat.

Przytul Jezu mnie do siebie.
Po pielgrzymce ziemskich dróg,
Przyjmji Jezu mnie grzesznego.
Za niebieskich komnat próg.

A gdy przyjdzie chwila zgonu,
Dobry Jezu przy mnie siądź.
Weź mą duszę tam do raju.
i łaskawym sędzią bądź.

Daj mi miejsce w swoim raju,
Choć w kąciku, choć na skraju.
By być tylko z Tobą w niebie,

Całym sercem proszę Ciebie. ❤️❤️❤️.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz